Strona Główna Audycje Program Lista Ludzie Nowości Księga Gości
Historia Dźwięki Galeria Playlista Linki Kontakt Archeo

     AFERA, że HEY!     

Głównym punktem obchodów jedenastych urodzin radia Afera był w tym roku koncert zespołu Hey w poznańskim Eskulapie. Po części bardzo niska, jak na rodzime warunki, cena biletów, po części popularność samej gwiazdy wieczoru spowodowały, że w Eskulapie pojawiły się dawno niewidziane na koncercie tłumy. Za jedyny koncert ostatnich miesięcy mogący rywalizować z Hey'em pod względem frekwencji można uznać chyba tylko poczwórny show Ich Troje... W tych okolicznościach próby jakiegokolwiek przemieszczania się po głównej sali stanowiły nie lada wyzwanie, a widok długowłosych młodzieńców suszących swoje koszulki przy toaletowych suszarkach nie należał do rzadkości. Na szczęście to jedyna rzecz, która mogła stanowić jakikolwiek powód do narzekań. Sam zespół, chyba nieco zaskoczony taką liczbą poznańskich fanów, postanowił odwdzięczyć się z nawiązką za gorące przywitanie. Tym bardziej, że do Poznania nie dotarł jeden z suportów- warszawskie Plateau, więc już o godzinie 18.00 szczecinianie mogli pojawić się na scenie... Zaczęli kompozycją tytułową z najnowszej płyty [sic!]. Następnie pojawił się, owacyjnie przyjęty, pierwszy singiel z tego albumu, czyli "Cisza, ja i czas". Koncert poznański był jednym z kilkunastu promujących nowy album, więc nic dziwnego, że w jego pierwszej części pojawiły się jeszcze prawie wszystkie nowe nagrania. Był więc "Z rejestru strasznych snów" z mocniej niż na albumie zaznaczonym, eterycznym podkładem pogłosów gitarowych, był przypominający starsze nagrania "Mikimoto-król Pereł", była hey'owa wersja "Hanging on the telephone" zespołu Blondie. A także spokojne i stonowane "Romans Petitem", "Prelud deszczowy", czy "Dolly". Leciutki niedosyt mógł pojawić się przy "Antibie", ale ten kawałek brzmi tak agresywnie i potężnie w wersji studyjnej, że na koncercie już chyba niewiele można z nim zrobić. Chociaż ich ostatni album mi najbardziej przypomina chyba "Karmę" , a dźwięki na nim zawarte są jakby bardziej dojrzałe i stonowane, to jednak na koncercie Hey zaprezentował swoje zdecydowanie rockowo-skoczno-dynamiczne oblicze. Do takiego wrażenia przyczynia się z pewnością fakt, że usłyszeliśmy zaskakująco dużą liczbę "starych" utworów, nawet tych z dwóch pierwszych płyt. Wiele propozycji z przedostatniej płyty zatytułowanej po prostu "Hey" nie dziwi o tyle, że jest ona bardzo "koncertowa", jak sam zespół przyznaje, najbardziej oparta na wzorcach z reggae i punk rocka. Nosowska i jej koledzy nie pominęli jednak żadnego wydawnictwa. Dwa pierwsze albumy: "Fire" i "Ho" przez samych twórców oceniane są z lekkim dystansem, więc trochę niespodziewanym mogło być pojawienie się np. "Misiów" albo "Between". Na zignorowanie chóralnie odśpiewywanych "hitów" bez których Hey nie byłby pewnie tym kim teraz jest, nie można sobie pozwolić, a więc z młodzieńczych czasów zespołu pojawiły się m.in. "Dreams", "Teksański" czy "Zazdrość", której chóralne żeńskie wykonanie można było usłyszeć po koncercie w niejednym tramwaju. Kiedy pojawiła się "Moja i twoja nadzieja" wielu zapewne zaczęło szykować się do wyjścia, gdyż wiele razy to właśnie tym utworem Hey kończył swoje koncerty. Tym razem było inaczej, gdyż usłyszeliśmy ich jeszcze kilka, a wśród nich absolutną perełkę: "To co czujesz" z repertuaru Brygady Kryzys, w którym Nosowska zaśpiewała w duecie z samym Robertem Brylewskim, który ponadto zagrał na violi. Dla mnie był to oprócz coveru The Pixies najjaśniejszy punkt koncertu i dowód na to, że nie był on rzemieślniczym odpracowaniem nudnego obowiązku. Wszystko ma jednak swój koniec i po całych dwóch godzinach i kilku minutach instrumenty i struny głosowe Katarzyny zamilkły ostatecznie(tego wieczoru oczywiście). Koncert potwierdził krążącą opinię, że zamiana Piotra Banacha na Pawła Krawczyka wyszła zespołowi na dobre i pozwoliła złapać drugi oddech. Miło było patrzeć na swobodne zachowanie muzyków na scenie i nawet Kasia Nosowska była jakby mniej introwertyczna i enigmatyczna niż zwykle. Może dlatego, że jak stwierdziła "...wiedziała, że w Poznaniu będzie jakoś tak wyjątkowo"

...dopisz opinię


     jimi - 7 Lutego 2002     


organizacja 2+ ilość osób o 400 za dużo!!! pozatym oki! to napisał jimi


     ququ - 23 Grudnia 2001     


bardziej podobal mi sie head hunters pomimo calkowitego braku wspolpracy ze strony akustyka, hey tez spoko ale wszechogarniajacy sie gorac skutecznie uniemozliwial wlasciwy odbior koncertu, aha zapomnialbym calkiem fajny pokaz mody w przerwie. pozdrawiam cala ekipe afery ququ


     Janek - 9 Grudnia 2001     


Nie zapominajmy o kowerze Fugazi "Waiting Room"-bardzo mnie ucieszył, tylko chyba mało przez kogo został rozpoznany.Wszystkim miłośnikom ciekawego gitarowego grania polecam Fugazi.


     BigBiciq - 9 Grudnia 2001     


Niebyłem :(( niestety, tak więć niebędę zabierać głosu



Data ostatniej aktualizacji: 14.10.2002 r. (c)BigBeat. Grafika: Piternet.
Spamu NIET !